Postanowienia i eksperyment na nowy rok

W poprzednim poście złożyłam publiczną spowiedź z moich jesiennych grzechów kulinarnych. Nie były one powodem moich dodatkowych kilogramów, bo na to złożyły się inne czynniki, częściowo od mnie niezależne, a częściowo przeze mnie zawinione. Po prostu chciałam znaleźć powód, aby zabrać się za siebie. Postanowiłam rozpocząć noworoczny eksperyment.

Mój eksperyment składa się z pięciu części: nawilżanie od wewnątrz, owoce i warzywa, regularny sport, ograniczenie alkoholu i ograniczenie cukru.

Co to dla mnie oznacza?

Pierwsza  część eksperymentu to nawilżanie. Zamierzam pić codziennie minimum 2 litry różnych płynów - woda, herbaty (zarówno ziołowe, czarne i zielone) oraz - przyznaję się - kawy. Wiem, że kawa ma bardzo złą opinię jako używka, ale bez kofeiny nie mogę egzystować ;-) Uważam, że to chyba będzie to najłatwiejsza część tego eksperymentu. Zwiększenie ilości płynów w porównaniu z rezygnacją ze słodyczy to naprawdę przysłowiowe małe piwko.

Druga część eksperymentu to regularny sport. Przynajmniej trzy razy w tygodniu zamierzam zmusić się do aktywności fizycznej. Jaki sport? Jogging i siłownia kombinowana z dywanówkami, hula-hoop i skakanką w zależności od pogody. Zobaczymy, czy uda mi się utrzymać to tempo.

Trzecia część eksperymentu to jedzenie warzyw i owoców w łącznej ilosci 300g przynajmniej dwa razy dziennie jako surowizny, sałatki, gotowany lub w formie shake'a. Nigdy nie byłam zbyt zdyscyplinowana, jeżeli chodzi zdrowe jedzenie, więc teraz zobaczymy.W końcu zjedzenie 2x150g to nie może być aż takie trudne.

Czwarta część eksperymentu to ograniczenie alkoholu. W zasadzie już po świętach zredukowałam alkohol i postanowiłam po sylwestrze zrezygnować z niego całkowicie na cztery tygodnie i zobaczyć, ja się żyje w abstynencji. W końcu to tylko puste kalorie. Smaczne, ale puste i nie wnoszące niczego odżywczego do jadłospisu. Zastanawiałam się nawet, czy nie zrezygnować całkowicie z alkoholu, ale stwierdziła, że raczej nie. Jednakże muszę się przyznać, że bez większych trudności wchodzę właśnie w trzeci tydzień abstynencji.

Piąta i najtrudniejsza część eksperymentu to rezygnacja ze słodziku, cukru i sklepowych słodyczy. Jedyne słodycze, na które sobie pozwolę, to słodkości pochodzenia naturalnego, takie jak owoce, miód, syrop klonowy. Nie zawaham się powiedzieć, że to chyba chyba największe wyzwanie w tym roku. Bo jeżeli alkohol piję wyłącznie w celach towarzyskich i degustacyjnych (hmmm... whisky....), to cukier, słodzik i inne wyroby słodkie są obecne w moim życie przez cały czas. Ale co, od 1 stycznia postanowiłam twardo, że zrezygnuję ze słodkiego. A więc zero czekolady, ciastek, cukierków, lodów i wypieków na najbliższe trzy miesięce. Do tego rezygnacja ze słodzenia herbaty i kawy. Wiem, że nie uda mi się z dnia na dzień rzucić cukru, ale to już parę dni, a ja nie zjadłam ani jednego cukierka, ciastka czy kawałka czekolody. Zredukowałam też ilość słodzika i zamierzam zrezygnować z niego całkowicie po 15 stycznia.  Jak widzicie, planuję trwałą rezygnację ze słodyczy.

Postaram się wam opisywać regularnie moje postępy w eksperymencie. Zobaczymy, czy przetrwam i czy te nowe nawyki staną się częścią mojej życiowej rutyny. A jak jest u was?


Komentarze