Gotowanie w niedzielę po całym tygodniu pracy jest dla mnie niesamowicie męczące i nie sprawia mi żadnej satysfakcji. Po prostu nie mam na to siły...
W takich przypadkach stwierdzamy z mężem, że nie gotujemy, nic nie robimy, tylko ubieramy się i wychodzimy do restauracji. W tą niedzielę padło na naszą standardową restaurację włoską i jednego z ulubionych cukierników.
Co było na obiad?
Mąż zamówił dla siebie cavatelli z brokułami, anchovis, czosnkiem i parmezanen (jego talerz widać w tle), a ja zjadłam gnocchi ze szpinakiem zapiekane w sosie śmietanowo-pomidorowym z mozarellą.
Do obiadu zdecydowaliśmy się na włoskie czerwone wino lambrusco i colę light.
Na deser wybraliśmy się do cukierni na gorącą czekoladę (70% kakao - mniaaammm...) i coś słodkiego. Ja wybrałam dla siebie tartę śmietanową z cynamonem, a mąż kawałek tortu mousse au chocolat... Jakby mu było za mało słodyczy... Ale podobno czekolady nigdy za wiele...
A czy wy lubicie gotować w niedzielę? Jest to dla was obowiązkiem czy przyjemnością?
Komentarze
Prześlij komentarz