Jak Facebook zrobił ze mnie „persona non grata”, czyli krótka opowieść o tym, jak zostałam uznana za fake’a na fejsie



Wyobraź sobie, że ktoś się na ciebie uwziął. I to tak mocno, że ten ktoś zdecydował się na mocny stalking na Facebooku. I to tak mocny, że dla ciebie skończyło się to oskarżeniem ze strony Facebooka, że skradłaś czyjąś tożsamość. I nie, nawet nie pomogło wysyłanie zeskanowanego dowodu osobistego. Wszechmocny Fejsbóg (uwielbiam to określenie dla Facebooka) zdecydował, że on wie lepiej i zablokował ci dostęp do konta.

Nie było nawet ważne, że mój profil na fejsie istnieje od 11 lat, że mam ponad 300 znajomych, których znam jeszcze z czasów młodości, że założyłam dwie grupy dyskusyjne i polityczną witrynę informacyjną. Ktoś stwierdził, że jestem fake’iem, zgłosił to administracji i wszechmogący Fejsbóg stwierdził, że zablokuje mi konto i dostęp do mojego profilu, rodziny, znajomych, grup i fanpage’a. Najgorsze było to, że nie mogłam nawet nikogo poinformować, że nie ma mnie na Facebooku, bo w zasadzie od ludzi, których tam poznałam i z którymi jest powiązana, nie mam prywatnych danych kontaktowych. Nawet od moich moderatorów na grupach. W końcu znam tych ludzi tylko z fejsa i prywatnie ze względu na dzielącą nas odległość nigdy się nie spotkamy.

Jak sobie poradziłam?


Przesyłanie kopii dokumentu tożsamości nie było tu zbyt skuteczne, gdyż jako blogger na koncie fejsbukowym miała podaną inną datę urodzenia niż dokumentach. A imię i nazwisko zastąpiłam pseudonimem artystycznym (Iza to imię prawdziwe, ale nazwisko pseudonimowe nawiązuje już tylko to mojego prawdziwego). Kolejnym moim problemem okazało usunięcie z fejsa zarówno wszystkich zdjęć, na których widać było moją twarz jak i danych dotyczących wykształcenia (podstawówka, szkoła średnia i studia), jak i miejsca zamieszkania. Bo w końcu co to obchodzi fejsa? Moja rodzina wie, kim jestem, moim bliscy znajomi też, a ludziom, których znam wyłącznie przez Facebooka, jest obojętne, gdzie mieszkami, jak wyglądam i czy zdałam maturę lub studiowałam, bo ze względu na odległość prawdopodobnie nigdy nie spotkamy się osobiście.

Po jednoznacznej odmowie odblokowania mojego konta zaczęłam się zastanawiać, co się stało. Bo w końcu publikuję głównie w grupach, gdzie jestem administratorem lub moderatorem albo na fanpage’u należącym do mnie albo w końcu na mojej własnej osi czasu. A może jednak publikując na innych grupach naraziłam się komuś aż od bardzo, że postanowił wypowiedzieć mi osobistą wojnę?

I tak jadąc od bana do bana przez ostatni kwartał by w końcu zostać „fejsbukową persona non grata” w lutym tego roku zaczęłam się zastanawiać, kto się tak na mnie uwziął. Bo w końcu też jest możliwe, że podpadłam nie osobie, ale fejsbukowemu algorytmowi. Po „zagooglowaniu” problemu i przejrzeniu paru stron i przeczytaniu paru statementów innych bloggerów, którzy też mieli problemy z fejsem, doszłam do wniosku, że algorytm nie jest tu niczemu winny. Bo algorytm banuje się automatycznie, jeżeli publikujesz za dużo, czyli jego zdaniem (czy algorytm może mieć własne zdanie?) rozsiewasz spam. Ale oskarżenie, że ty to nie ty, to nie jest problem algorytmu. Po prostu ktoś stwierdził, że przeszkadza mu zarówno mój  profil na fejsie jak i moja facjata (chociaż ja osobiście uważam, że mój profilowy portret jest bardziej do mnie podobny niż moje zdjęcie w prawo jazdy) i zgłosił mnie jako fałszywkę i złodzieja tożsamości. I tak stanęłam przed problemem, jak tu udowodnić Wszechmogącemu Fejsbogowi, że ja to ja, jeżeli na fejsie używam pseudomimu artystycznego i ze względu na to, że mam fioła na punkcie swoich danych, w profilu nie podałam swojej prawdziwej daty urodzenia?

Jak to się skończyło?


Jak pisałam, kopia dowodu osobistego nie wystarczyła. Pomogła mi dopiero kopia drugiego dokumentu tożsamości, która razem z dowodem osobistym i wyjaśnieniem dotyczącym mojego pseudonimu artystycznego oraz działalności jako bloggera satyryczno-polityczno-lajfstajlowego, w końcu przekonała administrację Facebooka, że ja to ja.

Tak się zastanawiałam, czy kształtując mój profil bez prawdziwych danych sama sobie przysłowiowo „w kaszę naplułam”? Pewnie tak, ale autentycznie nie widzę powodu, żeby Facebook potrzebował tych danych. No tak, przesyłając kopie dowodu osobistego i paszportu udostępniłam im te informacje, ale czy miałam inne wyjście? Walka z omnipotencją fejsbukową przypomina mi tu donkiszotowską walkę z wiatrakami. Jako użytkownik albo podporządkujemy się zasadom obowiązującym na tej platformie albo ją opuszczamy. Ja zdecydowałam się na pozostanie na Facebooku.

Kolejnym pytaniem jest kwestia, kto się na mnie na tyle zawziął, że postanowił aż tak utrudnić mi życie. Nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem, ale ta sprawa pomogła mi w jakimś stopniu. Bo Facebook w swojej administracyjnej roli jako zbieracz informacji na pewno zapisał w swoich bazach danych imię, nazwisko, adres IP, adres MAC oraz koordynaty geolokacyjne miejcowości, gdzie znajdował się komputer użytkownika Facebooka, który postanowił mnie wykopać z platformy. I następnym razem po prostu zgłoszę oficjalnie to jako stalking do organów ścigania. No chyba że padłam ofiarą algorytmu…

Komentarze

  1. "Zgodnie z art. 6 kc ciężar udowodnienia faktu spoczywa na osobie, która z tego faktu wywodzi skutki prawne. Normie tej w sferze procesowej odpowiada art. 232 kpc, zgodnie z którym strony są obowiązane wskazywać dowody dla stwierdzenia faktów, z których wywodzą skutki prawne.   
    art. 6 kc:
    Ciężar udowodnienia faktu spoczywa na osobie, która z faktu tego wywodzi skutki prawne.   


    art. 35(1) kpc
    Powództwo o ochronę dóbr osobistych naruszonych przy wykorzystaniu materiału prasowego lub Internetu wytoczyć można przed sąd właściwy dla miejsca zamieszkania albo siedziby powoda."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj nie chodzi o naruszenie dóbr, tylko o złośliwe zgłoszenie mojego profilu jako fałszywegu i tygodniowe blokowanie mojej aktywności.

      Usuń
  2. Kontaktowalem sie z jedna Kancelaria Prawna,przy okazji uswiadomiono mi ze FB zrobi wszystko zeby sie z tego wyslizgac i gdzie juz "Nasze Standarty" moga sie okazac warte funta klakow! Sytuacja moze przybrac taki obrot ze FB ewentualnego informatora sprzeda za czapke sliwek-a wtedy pieniadze leza na ulicy! Swietnym przykladem moze byc ta slynna "Matka Kurka"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Facebook mógłby się próbować wymigać, gdyby był stroną oskarżaną. W tym przypadku musiałby wystąpić jedynie jako świadek i dostarczyć informacji na temat osoby lub osób, które mnie stalkingują.

      Usuń

Prześlij komentarz