Autor: Iza K |
Autor: Iza K |
Moja rada dla wszystkich par, młodych i starych, traktujących Walentynki poważnie albo i na luzie: Nie dajcie się zwariować! Walentynki są dla was, a nie na pokaz! No chyba że każdy swój krok dokumentujecie na Instagramie albo od razu postujecie na Facebooku :-P
Jeżeli macie zwyczaj kupowania upominków walentynkowych i dobrze znacie gust waszej drugiej połówki, to zawsze możecie wyskoczyć do perfumerii i kupić coś. To coś może uratować wasz wieczór, ale nie łudźmy się – nie będzie to jakiś nietypowy, wyszukany i niebanalny prezent. Ale perfumy i kosmetyki to takie pewniaki.
Innym prezentowym pewniakiem jest wino lub inny alkohol. Czerwone wytrawne, lekkie różowe lub słodkie białe – wszystko zależy od waszego gustu, smaku i upodobania. Cena nie jest ważna, o wiele ważniejsze jest to, żeby smakowało. Jeżeli potrzebujecie czegoś na zbudowanie romantycznego nastroju, to butelka dobrego włoskiego prosecco, hiszpańskiej cavy czy też – dla tych najbardziej zakochanych – prawdziwego francuskiego szampana na pewno doskonale spełni swoją rolę.
No dobra, dobra czekolada lub bombonierka też da radę. No chyba, że druga połówka jest na diecie albo stwierdziła, że w ramach eksperymentu żywieniowego rzuca cukier…
Autor: Iza K |
Kolejna możliwość to oczywiście nieśmiertelne kwiaty. Przede wszystkim róże (nie tylko te czerwone) są przepiękną możliwością powiedzenia „kocham cię”. Bardzo niebanalnym pomysłem jest konfetti z płatków róż. Taką ofertę widziałam ostatnio w jednej z kwiaciarni online. Wystarczy złożyć zamówienie i płatki róż są dostarczanae do pracy, domu lub na inny podany adres. Osobiście nie jestem zwolenniczką kwiatów ciętych. Więcej radości sprawiajä mi kwiaty doniczkowe. Krwistoczerwony amarylis, mini-różyczki lub nawet mała dracena (tu zawsze można dorzucić dekorację w formie serduszka i czerwonej wstążki) to kwiaty, który przetrwają dłużej niż tydzień. Niektórym z nich przy odpowiedniej pielęgnacji może nawet uda się przetrwać do następnych Walentynek.
A co z romantyczną kolacją we dwoje? Tak last minute to się chyba nie da nigdzie na szybko wyskoczyć. A w czterech ścianach? W zasadzie to dlaczego nie… Ale powiedzmy sobie szczerze, czy po całym dniu pracy i szukania jakiegoś prezentu komuś chciałoby się jeszcze gotować? A może by tak praktycznie pomyśleć i zamówić sushi lub jakąś pizzę?
A może by tak po prostu stwierdzić, że sami dla siebie wzajemnie jesteśmy największym skarbem i prezentem? I po prostu usiąść na kanapie, wziąć się za ręce, objąć się, przytulić i rozkoszować się kilku minutami we własnym towarzystwie. A potem to kto wie, jak ten wieczór się dla was skończy…
Komentarze
Prześlij komentarz